Pierwszy

Był jednym z pierwszych, którzy sprzeciwili się bezprawiu i sowietyzacji Polski. Ilekroć czytałem o aresztowaniu twórcy i dowódcy Konspiracyjnego Wojska Polskiego kpt. Stanisława Sojczyńskiego „Warszyca” zdumiewały mnie te okoliczności. Nie to, że pod Jasną Górą i nawet nie to że zdrada. Zaskakujące, iż obok „Warszyca” aresztowano tylko jego łączniczkę. Kardynalne złamanie zasad konspiracji czy przypadkowy moment, że akurat łączniczka? Inne, jak miłość, chyba nie, nie On.

Fakt, miłość jest pier­wszą wśród nieśmier­telnych rzeczy (Alighieri Dante), bez przykładu to jednak pustosłowie. Wojenna miłość… była no pewnie. Teoretycznie tak. A rzeczywistość? Z najbliższego podwórka, sławny dowódca partyzancki sierż./gen. bryg. „Burza” Stanisław Karliński podczas partyzantki zdążył ożenić się i dorobić dwójki dzieci. A podległy „Warszycowi” por. „Robotnik” Bronisław Skura-Skoczyński po utracie żony i dziecka zamordowanych przez Niemców, w nowym związku miał córkę. Ppor. „Tadeusz” – (zob.) Tadeusz Bartosiak, w KWP już jako „Wilk” mścił się na UB-owcach. Stenię (zob. Stefanię Firkowską) poznał w partyzanckim 25. Pułku Piechoty AK. Nosiła pseudonim „Felek”. Dał na zapowiedzi w Końskich, ale nie zdołał poślubić swej wielkiej miłości. Na Wielkanoc 1946 r. została zamordowana przez „nieznanych sprawców”. Po wielu latach prokurator IPN potwierdził wersję „Wilka”. To zrobili funkcjonariusze UB.

Surowy służbista „Warszyc” miał przecież rodzinę. Myśli, że on wyjątkowy legalista, może w życiu prywatnym łamać te zasady, żadną miarą nie dopuszczałem. A jednak pomyliłem się. Wprawdzie Tomasz Toborek ręką historyka w monografii KWP zdawkowo opisał już tę kwestię, ale dopiero Hanna Krall („Biała Maria”, wyd. 2013) naświetla tajemnicę:

(…)Warszyc ściągnął zakurzone oficerki i tak ich zastali ubecy. Warszyca moczącego nogi i Halinę z ręcznikiem. Nie musieli strzelać, weszli normalnie przez drzwi otwarte na oścież .

         Chyba bali się, bo zaczęli wrzeszczeć, wymachiwać rewolwerami, aż Warzyc musiał ich uspokajać. Panowie, mówił, po co ten krzyk, nogi muszę wytrzeć.

         Opanowany był. Mało mówił, rzadko uśmiechał się, wódki nie pił, powściągliwy do wszystkich. Z wyjątkiem łączniczki Haliny. Do niej i śmiał się, i mówił, a ona w niego jak w obraz, wspominał krawiec Włodarczyk, no dosłownie.

(…)Podczas procesu była w ósmym miesiącu. Warszyc jest ojcem dziecka, które noszę pod sercem, mówiła na przesłuchaniu.

Ciekawe, czy zdążyła mu powiedzieć, że syn.

Nigdy jej o to nie pytał. (…) Wszystko się kończyło, waliło, a tu dziecko, przetrwanie, przyszłość, powinni byli, mimo wszystko.

W więzieniu się urodził, więc przez miesiąc siedzieli wszyscy troje. Po miesiącu Warszyca rozstrzelano, a jego chcieli do sierocińca, na szczęście dziadek wrócił z Zachodu, przekupił klawiszy i go zabrał. Mówił potem, że wykradł go, nawet porwał, ale chyba przesadzał.

 

„Warszyca” aresztowano 28 VI 1946 r., wyrok w rozprawie zapadł 17 XII 1946 r., a karę śmierci wykonano 19 II 1947 r. Łączniczka „Warszyca”, radomszczanka Halina Pikulska ps. „Ewunia” została skazana na 10 lat więzienia. Gdyby nie dziadek, ich syna czekał sierociniec. Z bezprawia.

Ostatni… Ostatnia?

Jeden z ostatnich dowódców oddziałów KWP, to (zob.) Jan Żak z Wólki Skotnickiej pod Diablą Górą, rocznik 1927, uczeń Gimnazjum i Liceum w Przedborzu. W 1949 r. przyjął pseudonim „Huragan” i utworzył oddział partyzancki KWP. Są z KWP, to już sami tak mówili, choć kilku należało już wcześniej. Struktury założone przez „Warszyca” były rozbite, a z nielicznymi grupkami „żołnierzy wyklętych” nie mieli kontaktu.

Janek do wojennej partyzantki nie zdążył, ale chwalił się epizodem łącznika z partyzanckim oddziałem lotniczym AK ppor. „Henryka” – Henryka Furmańczyka. Jego brat Franciszek był w AK, a po wojnie u „Wilka”. Tuż po wojnie podczas zabawy z miną stracił przedramię lewej ręki. Odtąd „łapka” przylgnęła do Janka jako znak rozpoznawczy. Nawyki codziennego używania ubioru wojskowego modnego po wojnie, przeniósł na teren przedborskiego gimnazjum. W pamięci koleżanek utkwił bardzo przystojny chłopak z długimi, jak kobieta włosami, lubiany, dobry kolega. Znany też i z tego, że nawet do szkoły przychodził z pistoletem.

Zapewne akcja  ekspropriacyjna na kasę Gminnej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska” w Przedborzu przy ul. Spółdzielczej naprowadziła UB-owców na jego ślad. W ich ręce wpadła fotografia na której Janek Żak był w gronie kilku kolegów szkolnych. Wszyscy oni zostali wezwani do PUBP w Końskich na przesłuchania. Te wizyty, już po wielu latach wspominają jako trudne przeżycie. Poszukiwano go tym silniej, iż to on wcześniej w restauracji Kłobuckiej w Przedborzu zastrzelił funkcjonariusza UB z Końskich, Eugeniusza Wojcieszka lat 22. Powody są niejasne i chyba nie będą już wyświetlone. Był wtedy z „Przepiórką” (zob.) Henrykiem Osickim, który miał za sobą partyzantkę u „Burzy” i „Wilka” oraz pobyty na UB w Przedborzu i Końskich. Podczas obławy w Pohulance, Janek zdołał zbiec w przebraniu kobiety w zapasce, z koszykiem w ręku. Ukrywał się m.in. w kolonii Baraki pod Przedborzem. Mimo świetnej kryjówki w partyzanckiej ziemiance pod Diablą Górą, najczęściej jednak przebywał u gimnazjalnej koleżanki Domiceli Konarskiej w Łękach Królewskich. Jej ojciec prowadził wiejską karczmę, w której przewijało się sporo ludzi, ale jak to w przysłowiu – pod latarnią najciemniej. Była też miłość.

W maju 1949 r. Domicela wyjechała do Łodzi. Wojewodą był Piotr Szymanek, ludowiec i rolnik z pobliskiego Ręczna. Zatrudnił ją u siebie jako maszynistkę. Jednak nadal pozostawała w kontakcie z Jankiem. Gdy ten poczuł, że wokół niego zaczyna robić się gorąco, rozwiązał oddział i poprosił Domicelę o pomoc w wyjeździe z zagrożonego terenu. Z Gorzkowic mieli udać się pociągiem najpierw do Łodzi, a potem na zachód. Nie pomogło już sprawdzone przebranie w damskie ciuszki. Teraz pułapkę zaaranżowało UB przez kilku konfidentów. Gdy tylko pociąg minął Piotrków Trybunalski zostali aresztowani, a na stacji Moszczenica czekały samochody. To było 16 XII 1949 r. Na rozprawie Domicela na pytanie sądu dlaczego pomagała Jankowi odparła wprost: „Ja go kochałam”. To kolejny dowód, że Wergiliusz miał rację (miłość wszystko zwycięża). Nie było jej w sądzie 26 V 1950 r. gdy ogłaszano wyrok – Jan Żak dostał karę śmierci, a ona 2 lata i 6 miesięcy więzienia. Odczytano jej ten wyrok parę dni później w szpitalu, już po urodzeniu córki.

Janowi Żakowi zadano śmierć następnego dnia po 23 urodzinach, 1 VIII 1950 r. Domicela Konarska odsiadywała wtedy po złagodzeniu swoje 2 lata w więzieniu kobiecym w Fordonie. Ich córka Elżbieta była już w łódzkim sierocińcu.

… ostatnia taka z KWP, którą ukarano przed urodzeniem?

Po pewnym czasie odebrała ją stamtąd ciotka.

Sierociniec

Był karą na dziecku bez wyroku. Ktoś je weźmie, zmieni nazwisko, zatrze ślady, koniec pamięci. Nie było „Warszyca”, nie było „Huragana”, nie było…

Taka forma sprawiedliwości ludowej.

Jeszcze od Hanny Krall:

(…)Dziadek napisał list do prezydenta Bieruta, żeby ułaskawił jego nieszczęśliwą córkę, bo zbłądziła z miłości do mężczyzny. Nie miała wnikliwości politycznej, pisał dziadek i nie umiała zająć właściwego stanowiska. Bardziej doświadczeni nie umieli, a cóż dopiero kobieta, tłumaczył dziadek, przypomniał też prezydentowi Bierutowi, że historia zna przypadki kobiet zaślepionych miłością, gotowych uczynić wszystko dla ukochanego mężczyzny. Trony waliły się przez to, pisał dziadek i przywołał przykłady Marii Stuart, Izabeli Hiszpańskiej, a także carycy Elżbiety i kozaka Razumowskiego.

Na prezydencie Bierucie argumenty dziadka nie zrobiły wrażenia, Halina odsiedziała cały wyrok.

Dziadek walczył o córkę, o swój własny sierociniec.

Syna wychowała w nowej rodzinie z panicznym lękiem o powroty do przeszłości. Zapowiedziała, że nie przeżyje jego młodzieńczych zrywów do wolności. Tadeusz Pikulski jest dziś scenarzystą i autorem filmów o kulturze i sztuce.

O Domicelę Konarską i jej sierociniec nie było komu zawalczyć. Jej ojciec odsiadywał wtedy 8 lat. Też za „Huragana”. Pisał o niej naczelnik więzienia: lubi czytać książki, gazety, poziom intelektualny średni. Zwolniona z więzienia 16 VI 1952 r. o godzinie 11-ej.

Dostała Elę gdy ta już potrafiła wymówić swoje imię, ale znała tylko słowo „ciocia”. „Mama” i z czasem „tata” uczyła się później niż inni. Od matki nigdy nie usłyszała niczego. Dopiero po jej śmierci po 1986 r. zaczęła dociekać prawdy. Z rodziny Żaków nie zdążyła poznać nikogo. Skończyła Technikum Mechanizacji Rolnictwa. Pracowała w instytucjach rolniczych. Wyszła za mąż, pieści wnuki.

 

Post mortem

Szczątków „Warszyca” kilka lat szukali archeologowie na łódzkim Brusie. Bez powodzenia. W niepodległej Polsce w 1992 r. został zrehabilitowany, a w 2009 r. pośmiertnie awansował na generała brygady Wojska Polskiego.

Elżbieta Fiuk, fot. Wojciech ZawadzkiElżbieta Fiuk sama szukała mogiły ojca. Ktoś jej powiedział, że pewnie trafił do prosektorium dla młodych medyków. Ślad się urwał. Niepodległa Polska w 1994 r. zrehabilitowała byłych podkomendnych „Huragana”, także i choć pośmiertnie Domicelę Konarską-Nalepę, ale nie jego.

Obaj, „Warszyc” i „Huragan” spotkali się tylko raz, na tablicach pomnika Żołnierzy KWP w Radomsku.

Wojciech Zawadzki, tekst i fot.