W opisach bitwy pod Majkowicami rozegranej 8 lipca 1945 r. pomiędzy ogólnie mówiąc, Sowietami a oddziałem partyzanckim kpt. „Miecza”-Stanisława Karlińskiego nagromadziło się mnóstwo obiegowych opinii i tyleż nieporozumień. Do pełnego obrazu tych wydarzeń daleko i obawiam się, że już nie jest możliwe jego pełne przedstawienie. Zajmując się od wielu już lat tematyką partyzancką, zgromadziłem trochę różnych przyczynków i refleksji także do tej bitwy. Spróbuję więc choć kilka z nich rozwikłać.  

Pomnik w miejscu bitwy. Fot. ze strony IPN

Już w tytule użyłem skrótu NKWD, oznaczającego centralny organ władzy sowieckiej, czyli Narodnyj Komissariat Wnutriennych Dieł. To nic innego jak struktura znana nam jako Ministerstwo Spraw Wewnetrznych. NKWD posiadało w swej mocy obok kilku formacji policyjnych, także wojska wewnętrzne. Trzeba przyznać, że sowiecka Armia Czerwona z wyzwoliciela, wprowadzając na obszar Polski swoje formacje policyjne, jak właśnie siły NKWD, stała się w pełnym tego słowa znaczeniu okupantem. Jeśli więc mówimy o udziale Sowietów w bitwie pod Majkowicami i konsekwencjach, to wiedzmy, że chodzi wojska wewnętrzne NKWD.  Często spotykane określenie, że „Burza” walczył z Armią Czerwoną jest więc błędne. 

Kolejno ustalmy, że „Miecz” to pseudonim wybitnego i niezwykle zasłużonego żołnierza Armii Krajowej, nie innego lecz tego samego Stanisława Karlińskiego, znanego z wcześniejszych pseudonimów „Kruk” i „Onufry,” a najbardziej „Burza”.

Następna sprawa to jego stopień wojskowy. W Kedywie i 25 Pułku Piechoty Armii Krajowej był on podoficerem. Na podporucznika „czasu wojny” awansował dopiero w styczniu 1945 r. Znaczyło to ni mniej ni więcej tyle, co warunkowe uznanie jego czynów i kwalifikacji dowódczych pomimo formalnego braku posiadania cenzusu średniego wykształcenia. Dla „Burzy”, żołnierza i dowódcy, była to ewidentna krzywda i pogląd ten wyrażało wielu. Także wtedy. Dziś z całym przekonaniem myślę o nim, że jeśli kiedyś wymyślono stwierdzenie „urodzony żołnierz”, to właśnie o „Burzy”. Zasługiwał na dużo wyżej niż stopień podporucznika i to znacznie wcześniej, nim mu ten awans oficerski nadano. Wracając do Majkowic, „Burza” czyli „Miecz” używał wtedy – czy z własnego uznania? – stopnia kapitana. Do tej kwestii jeszcze wrócimy.

W historiografii przyjęło się nazywać formację, którą Stanisław Karliński powołał wtedy do życia Ruchem Samoobrony Armii Krajowej i Narodu. Nazwa celna i precyzyjnie oddająca cel istnienia tej formacji. Faktycznie skupił w niej byłych AK-owców, podobnie jak on sam ściganych przez władzę ludową. W naszych dociekaniach pozostawmy ten Ruch na chwilę i przypomnijmy, iż twórca tejże samej formacji ppor./kpt. „Burza” – „Miecz”, często nazywał ją odtworzonym na nowo 25 Pułkiem Piechoty Armii Krajowej, a siebie jego twórcą i dowódcą. Pułk formalnie przecież przestał istnieć wraz z rozwiązaniem Armii Krajowej jeszcze w styczniu 1945 r. Tymczasem na ufundowanej przez niego w 1989 r. tablicy pamiątkowej wmurowanej w fasadę kościoła w Ręcznie wręcz zapisał: „W hołdzie obrońcom tej ziemi i żołnierzom Armii Krajowej Oddziału „Burza” i 25 PP poległym w walce z okupantem w latach 1939-1945”. Domyślam się, że miał na myśli wyłącznie swój 25 PP, gdyż ani przedwojenny piotrkowski 25 pp WP, ani AK-owski 25 pp tu nie walczyły. 

Tablica pamiątkowa i obelisk w Ręcznie. Fot. autor

Brak słowa o Ruchu dowodzi, że on sam miał z nim chyba jakiś kłopot. Wydaje się, że nazwa Ruch Samoobrony Armii Krajowej i Narodu pojawiła się publicznie szerzej dopiero po 1995 r., czyli powrocie Stanisława Karlińskiego z Kanady do kraju. Co ciekawe, trudno znaleźć, a wręcz ja nie znam jakiekolwiek dokumentu tego Ruchu lub wzmianki o nim z 1945 r. Jeszcze trudniej rozjaśnić tę sytuację, gdy zerkniemy na obelisk w Ręcznie z wykazem żołnierzy poległych 8 lipca 1945 r. pod Majkowicami, ufundowany w 1997 r. przez: „Dowódcę płk. „Burzę”, „Miecza” Stanisława Karlińskiego, kolegów i społeczeństwo”. Tam w tekście sformułowanym osobiście przez fundatora zapisano: „W hołdzie żołnierzom 25pp [Pułku Piechoty] Ruchu Samoobrony Armii Krajowej oraz Konspiracyjnego Wojska Polskiego, poległym i pomordowanym w dniu 8 lipca 1945 roku w bitwie ze spec.[-jalną] dywizją sowiecką pod Majkowicami. Również tym wszystkim, którzy zostali pomordowani w okresie okupacji sowieckiej”. Zwróćmy uwagę, że 25 pp jest tu przynależny do Ruchu, a w znanej dziś nazwie Ruchu pominięto Naród – przypadek? Inna zdumiewająca kwestia, iż obok 25 pp wymieniono Konspiracyjne Wojsko Polskie. Przecież 25 pp to była „własność” Inspektoratu Piotrkowskiego AK, do którego nie przynależał twórca KWP kpt. „Warszyc”-Stanisław Sojczyński. Pochodził z pobliskich Rzejowic, a jego wojenna działalność ograniczała się do macierzystego Obwodu AK Radomsko w Radomsko-Kieleckim Okręgu AK „Jodła”. Po wyzwoleniu kpt. „Warszyc” utworzył formację Konspiracyjnego Wojska Polskiego na znacznie szerszym obszarze, niż Radomszczańskie. Podwaliny KWP były podobne jak działań Stanisława Karlińskiego, czyli walka z bezprawiem, obrona przed prześladowaniami byłych żołnierzy AK. Nic przeto dziwnego, że KWP samorzutnie wkroczyło również w Piotrkowskie. Przyjmuje się, że Stanisław Sojczyński rozpoczął działalność zbrojną w drugiej połowie maja 1945 r. Jednak zapewne wcześniejsze wystąpienia zbrojne ppor. „Burzy”, także wywarły wpływ na decyzje kpt. „Warszyca”. Niewielu wie, że obaj dowódcy wówczas spotykali się i rozmawiali o współpracy w restauracji Heleny Kłobuckiej w Przedborzu. Informację w tej sprawie uzyskaną od konspiratorów przedborskich, potwierdził mi osobiście Generał Stanisław Karliński w 2008 r. Twierdził też wtedy, że do podporządkowania się kpt. „Warszycowi” i współpracy nie doszło. Dla historyka jednak wątpliwości pozostają. „Warszyc” był typem bardziej intelektualnego oficera sztabowego niż dowódcy, jednak przekonywujący i mocny w charakterze. „Burza” musiał go doceniać. Bo skąd inaczej żołnierze KWP wzięliby się w „innej, obcej” formacji którą dla nich był oddział partyzancki ppor. „Burzy” zwany 25 pp? A byli, wszak jasno dowodzi tego obelisk w Ręcznie. Stało się przecież tak, że w oddziale „Burzy” pojawił się por. „Górnik”-Stanisław Wiewióra, przysłany przez kpt. „Warszyca” i objął funkcję zastępcy dowódcy, czyli „Miecza”. Gdyby nie było zawartej – co najmniej – współpracy organizacyjnej, był to precedens wbrew logice i zasadom wojskowego rozkazodawstwa. Czyżby więc ppor. „Burza”-„Miecz” jednak podporządkował się wtedy kpt. „Warszycowi”? Idąc dalej: czy może wtedy kpt. „Warszyc” awansował go do stopnia kapitana? To otwarte pytania, na które już dziś nie znajdziemy autorytatywnej odpowiedzi. Kapitan „Warszyc” został zgładzony przez władzę ludową w 1947 r. Podporucznik/kapitan „Burza”-„Miecz” skazany początkowo na karę śmierci, spędził 10 lat w więzieniu i przeżył. Wolna Polska doceniając ich działalność, obu uhonorowała godnością generalską. Dziwi więc bardzo uparte nazywanie przez IPN dowódcy spod Majkowic kpt. „Miecza” podporucznikiem. Tym bardziej, rażą znane liczne przykłady dowolnej praktyki IPN-u w tej mierze.

Mając już za sobą rozważania formalne, przyjrzyjmy się bitwie pod Majkowicami. Otóż wg rozpowszechnionej wersji za podjęciem walki z rzekomo przypadkowo napotkanym pododdziałem wojsk sowieckich stał por. „Górnik”. Od Generała Karlińskiego słyszałem, że „Górnik” niepotrzebnie i zbyt pochopnie podjął tę walkę. Winił go także za skutki tej walki. Tymczasem prawda jest zupełnie odmienna. Walki tej nie dało się uniknąć. Wojskowe Biuro Historyczne publikuje w Internecie szereg kserokopii dokumentów z rosyjskich archiwów wojskowych, wśród nich materiały Dowództwa 64 Dywizji Strzeleckiej Wojsk Wewnętrznych NKWD. Znajdujemy tam dokument grupy operacyjnej z 5 lipca 1945 r., który przetłumaczony z języka rosyjskiego brzmi tak:

Fotokopia rozkazu ze strony WBH

Rozkaz bojowy grupy operacyjnej, Praga 5.7.1945 r. (…)

  1. Wg danych w rejonie bezpieczeństwa Tomaszów, Opoczno, Końskie w masywach leśnych Rieszków(?), Reczków i sąsiednich punktach Poręba, Klew, Sulborowice operuje uzbrojona banda AK licząca do 500 ludzi pod dowództwem „Burzy” (inny pseudonim „Miecz”). 

Banda jest uzbrojona w moździerze, broń automatyczną, karabiny i granaty.

Wg danych banda ma około 300 głów rogacizny. 3.7.45 r. rozpoznanie lotnicze stwierdziło: we wsi Reczków do 60 głów, w domu leśniczego do 20 głów, we wsi Lubień do 60 głów i 1,5 km na południe od wsi Ręczno do 80 głów.

  • Dowódca 64 Dywizji Strzeleckiej Wojsk Wewnętrznych NKWD wystawić dwa oddziały z 18 pułku, każdy w składzie jednego batalionu z samochodami pancernymi i motocyklami z zadaniem działalności bojowej w sektorach: pierwszy po prawej od Przygłów, rz. Luciąża do Przedborza, po lewej rzeka Pilica, drugi po prawej – lewa granica pierwszego oddziału; z lewej Sulejów, Przylenk(?),  Fałków, Przedbórz. Rozpoznaniem wojskowo-agenturalnym ustalić położenie bandy i zlikwidować.

Dowodzenie operacją spoczywa na dowódcy 64 dywizji.  

  • Do rozpoznania lotniczego bandy na czas operacji przydzielam 1 samolot U-2.
  • Do prowadzenia rozpoznania agenturalnego i przeprowadzenia operacji pułkowych w wyznaczonych punktach przydzielono każdemu oddziałowi po 25 pracowników Urzędu Bezpieczeństwa  województwa łódzkiego.
  • Początek operacji godz. 5.00 w dniu 8.7.45 r.
  • Łączność radiowa po „WCz”.

Gen.mjr Sieriebriakow

Przewodnią myślą tego rozkazu było dążenie do zniszczenia oddział „Burzy”-„Miecza” i oraz odzyskania uprzednio zabranego Rosjanom bydła. Mowa o licznych stadach bydła, jako zdobyczy wojennej, pędzonych przez żołnierzy Armii Czerwonej z III Rzeszy Niemieckiej, w poprzek Polski, do Rosji sowieckiej. Znane są fakty przejęcia tego bydła przez kpt. „Miecza”. Dla niego cel był oczywisty: zapewnienie żywności dla oddziału. Jednak zrównanie w tym rozkazie ludzi i bydła, jako celu działania wojsk, budzi przynajmniej zdziwienie. Taki to był system wartości tego okupanta. Początek operacji dla kilkusetosobowych grup batalionowych wyznaczono dokładnie na godzinę 5 w dniu 8 lipca. Oznacza to, że owe bataliony już wcześniej musiały skoncentrować się na pozycjach wyjściowych w Przygłowie i Sulejowie. Podążając w kierunku południowym po osi rzeki Pilicy, mogły wzajemnie udzielać sobie wsparcia w realizacji wyznaczonych celów. Wniosek z tego jest taki, że niezależnie co zrobiłby, lub nie uczynił, wspomniany por. „Górnik”, Rosjanie zaatakowaliby partyzantów. Smutne, że w tym dziele uczestniczyli także Polacy, funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa. 

Opisy walki są znane i dostępne w wielu źródłach, nie warto więc ich powielać. Pojawia się w nich postać kpt. „Żbika” – Władysława Kołacińskiego, dowódcy oddziału Narodowych Sił Zbrojnych, który miał zza Pilicy wesprzeć ogniowo kpt. „Miecza”. To żenująca bujda, bowiem tego oddziału, który działał na południowy wschód od Przedborza, wsławionego mordem rabunkowym przedborskich Żydów w maju 1945 r., już praktycznie biorąc nie było. Nie wykluczone, że „Żbik” z jakąś kilkuosobową obstawą przebywał w Piotrkowskim, bo stamtąd pochodził. Faktycznie, to atak ogniowy „wichrowców” dowodzonych przez  sierż. „Tadeusza”-Tadeusza Bartosiaka ułatwił wtedy wyjście z okrążenia partyzantom „Miecza”. Cóż, „Tadeusz” wcześniejszy zastępca „Burzy” a późniejszy w KWP ppor. „Wilk”, nie cieszył się, ogólnie biorąc, sympatią Stanisława Karlińskiego. Co innego osoba „Żbika”, która dodawała prestiżu.

Inne ustalenia. Otóż lista 17 poległych partyzantów przyjęta przez Generała Karlińskiego widnieje na obelisku w Ręcznie. To są wielkie straty, lecz czy lista jest rzeczywiście pełna? Ponoć pod Majkowicami miało zginąć około 120 żołnierzy sowieckich. To zdumiewająca aż siedmiokrotność strat polskich. Wiadomo, że straty atakujących są zawsze wyższe, niż obrońców. Jeśli zginęło ich aż tylu, to gdzie spoczywają? Gdy przed laty pytałem w tej kwestii Generała Karlińskiego, rozkładał ręce. Zaryzykował, że być może na cmentarzu Armii Czerwonej we Wronkach. Przypuszczenie uzasadniał chęcią ukrycia rozmiarów porażki Sowietów.

Gen. Stanisław Karliński podczas jednej z rozmów z autorem. Fot. Henryka Zawadzka

Gdy w 2010 r. opublikowałem „Imienną Listę Ofiar m. Przedborza w II wojnie światowej”  umieściłem tam także poniższą listę będącą skutkiem moich dociekań. Egzemplarz wręczyłem także Generałowi. Tak więc ode mnie dowiedział się, że 7 żołnierzy sowieckich poległych 8 lipca 1945 r. pod Majkowicami pochowano na cmentarzu parafialnym w Przedborzu.  Byli to:

BIELAJEW Aleksiej, szeregowy, s. Michaiła, ur. 1924 r. Wilma, obwód Kirowskij.

BŁAŻKIN Aleksandr, szeregowy, s. Stiepana, ur. 1910 r. Kiszało, Mordowskaja ASSR,

KARGIN Wasilij, młodszy sierżant, s. Wasilija, ur. 1917 r. Kalininskij rejon bazkowskij, obwód rostowskij.

KOMAROW Piotr, szeregowy, s. Dawida, ur. 1904 r. Łanskoje obwód orłowskij.

SABRIKARIMOW Mamyt, młodszy sierżant, ur. 1920 r. Ałtajskij, rejon kazokielinskij, obwód ałma-atynskij.

SIEMIENOW Grigorij, starszy lejtnant, s. Siemiona, ur. 1918 r. Nowo-Prigonino, obwód smolenskij.

SIERGIEJEW Aleksandr, lejtnant, s. Siergieja, ur. 1919 r. Mogilewo obwód leningradskij.  

Niedawno dotarłem do dokumentu z 1947 r., w którym zapisano, że w Przedborzu: „przy ul. Częstochowskiej jest 10 grobów, koło kościoła 1 oraz kwatera zbiorowa na cmentarzu parafialnym, w której pochowano 12 żołnierzy Armii Czerwonej” bez określenia daty ich śmierci. Zapewne były to głównie mogiły poległych w walkach z Niemcami w styczniu 1945 r., ale także wyżej wymienionych. Pewności co do kompletności tego zapisu jednak nie mamy, bowiem na terenie miasta były także inne, nieuwzględnione w dokumencie miejsca pochówku żołnierzy ACz. Zatem rozróżnienie ilości pochowanych w Przedborzu poległych w styczniu, od poległych w lipcu 1945 r. pod Majkowicami, jest nie do końca pewne. Można pokusić się o przypuszczenie, że tych spod Majkowic mogło być o kilku więcej. To realne tym bardziej, że wtedy funkcjonował w Przedborzu przy ul. Kieleckiej, w obecnym wikariacie, szpital wojskowy Armii Czerwonej (może NKWD?). W obszernym budynku, mogło pomieścić się nawet kilkadziesiąt łóżek dla pacjentów. Nie mam wiedzy, kim byli owi pacjenci. Jednak jeśli pod Majkowicami byli polegli, to musieli być także ranni. To zwykłe prawo walki. Czy leczono w Przedborzu żołnierzy ranionych pod Majkowicami? Zapewne tak. Nie udało mi się też ustalić dokąd przeniesiono szczątki pochowanych w Przedborzu żołnierzy ACz.

Kolejna ciekawostka, to informacja o odzyskanym przez Rosjan zdobycznym bydle. Stado sprowadzone do Przedborza przetrzymywano na terenie obecnego Liceum Ogólnokształcącego przy ul. Piotrkowskiej. Przedborzanie wspominają, że niewydojone krowy ryczały przeraźliwie. Okoliczni mieszkańcy za pomoc w dojeniu, chętnie skorzystali ze zdobycznego mleka.

I jeszcze jedno ważne ustalenie. Pierwszą informację o zbrodniczej działalności NKWD w Przedborzu potwierdził mi znany badacz dr Jacek E. Wilczur jeszcze w 2006 r. Właśnie wtedy po bitwie majkowickiej, w Przedborzu w kamienicy Brzechowskiego zainstalowało się NKWD. Piwnice posłużyły im za cele więzienne i katownię. Nieznane są bliższe dane o czasie funkcjonowania tej katowni, ilości i personaliach więźniów. Możemy jedynie przypuszczać, że byli to ujęci partyzanci i mieszkańcy okolic bitwy, ale i pewnie pastuchy bydła. Jak wspominał ówczesny mieszkaniec tej kamienicy Marek Kołakowski, jęki torturowanych i mordowanych więźniów przerażały mieszkańców. Pokrwawione piwnice długo jeszcze przypominały o tamtych tragicznych wydarzeniach.

Przedbórz. Kamienica Brzechowskiego, stan współczesny. Fot. Wiesław Domagała

I na koniec, ciekawą informację o por. „Górniku” zamieścił Cezary Graczykowski w książce „Moje Gorzkowice”. Otóż stwierdził, iż zwłoki por. „Górnika” i szeregowego „Wrzosa” o nieustalonym nazwisku, we wrześniu 1945 r. został przewiezione do Gorzkowic z… Przedborza. Czyżby więc zwłoki poległych partyzantów były pochowane także w Przedborzu, czy raczej zawodna ludzka pamięć i to tylko echo zbrodniczej działalności NKWD w mieście? Trudno wykluczyć, że zwłoki oficera NKWD-ziści rzeczywiście mogli zabrać z pola walki. Bardziej prawdopodobne, że jednak spoczywał on w zbiorowej mogile poległych partyzantów na majkowickim polu. Warto podkreślić, że zamieszczone w tej książce fotografie uroczystości pogrzebowej pięknie dokumentują jej podniosły i godny charakter. 

Gorzkowice. Nagrobek por. „Górnika”-Stanisława Wiewióry. Fot. autor

W konkluzji, heroiczna walka obronna polskiej partyzantki niepodległościowej wobec zbrodni wojsk NKWD jawi się, jako bezsprzeczny dowód poświęcenia i bohaterstwa, ale jednak brzmi jak pyrrusowe zwycięstwo. Kpt. „Miecz” uznając, że dalsza walka jest zbyt kosztowna, już 10 lipca napisał do Urzędu Bezpieczeństwa  o rozwiązaniu oddziału. Także w lipcu podobnie postąpił sierż. „Tadeusz”, a i kpt. „Żbik” także. O ppor. „Wilku” Generał Karliński mówił mi, że ten nie wykonał jego rozkazu zaprzestania walki, lecz to już trochę inna historia, którą przedstawiłem w książce „Tajemnice Diablej Góry” (2017). Dodam, że „Wilk” poległ w walce w Przedborzu na Majowej Górze 10 stycznia 1947 r.

Wojciech Zawadzki